Misja niemożliwa - o Janie Karskim

Jan Karski, człowiek który jako pierwszy opowiedział prezydentowi USA o niemieckich obozach zagłady, skończyłby dziś 107 lat. O rodowitym łodzianinie, Honorowym Obywatelu Łodzi pisze profesor Przemysław Waingertner z Instytutu Historii UŁ.

Fot. Wiki Commons

Jan Karski to z pewnością jeden z najbardziej rozpoznawalnych Polaków minionego wieku na świecie. Przed urodzonym w 1914 r. łodzianinem, absolwentem prawa i dyplomacji Uniwersytetu Lwowskiego, prymusem szkoły Podchorążych we Włodzimierzu Wołyńskim, wreszcie świeżo upieczonym pracownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych „świetlana przyszłość” stała otworem - kariera, zagraniczne placówki, prestiżowe stanowiska, zapewne udane sercowe podboje… Wszystkie plany i marzenia przekreśliła w 1939 r. wojna, wykuwając równocześnie z materiału na „wunderkinda” i gwiazdę polskiej dyplomacji, człowieka ze spiżu, twardego żołnierza, a równocześnie tragicznego bohatera przegranej sprawy.

A zatem najpierw kampania wrześniowa i sowiecka niewola, później ucieczka i konspiracja pod okupacją niemiecką, hitlerowskie tortury po wsypie, próba samobójstwa, aby nikogo nie wydać. I wreszcie odbicie z więzienia, którego ceną była śmierć kilkudziesięciu zakładników, zamordowanych przez Niemców. A później wkroczenie w nieludzki świat Holocaustu: potajemne pobyty w przedsionku piekła - warszawskim getcie - i w samym piekle, czyli obozie w Izbicy. Przygotowanie raportu. I  wreszcie ta najważniejsza misja kurierska - poinformowanie sojuszników o Zagładzie z intencją sprowokowania ich skutecznej zbrojnej lub politycznej interwencji.

Karski wybrał się  w nią pod koniec 1942 r. W trakcie podróży wielokrotnie  narażał życie. Raport i obszerne informacje przekazał polskiemu rządowi w Londynie. Ten interweniował dalej - u sojuszników. Sam Karski spotykał się z brytyjskimi i amerykańskimi wojskowymi, politykami, wpływowymi działaczami społecznymi i gospodarczymi, przedstawicielami mediów i przemysłu filmowego oraz dostojnikami kościelnymi. Konferował z samym prezydentem Rooseveltem. Opisywał okropności Holocaustu i żarliwie przekonywał wszystkich rozmówców do idei podjęcia natychmiastowych działań, które mogły by powstrzymać Niemców, lub choćby wyhamować machinę zagłady Żydów. Niestety nie znalazł zrozumienia.

Odpowiedzią na wstrząsającą relację była obojętność, niedowierzanie lub cyniczne wyjaśnienie iż potrzeby frontu są ważniejsze niż ratowanie cywilów w głębi okupowanej Europy. Po wojnie doceniony przez Izrael honorowym obywatelstwem i mianem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, uznawany za polityczny i naukowy autorytet przez przywódców Wolnego Świata, do śmierci w 2000 r. żył w cieniu tragedii Zagłady, w poczuciu niewypełnienia najważniejszej - niemożliwej jak się okazało - misji swojego życia.

 

Tekst: Prof. Przemysław Waingertner (Instytut Historii UŁ)

Redakcja: Centrum Promocji UŁ