ConLaw24: Niezdecydowani. O co chodzi ze swing states?

Swing states to jedno z tych pojęć, które niemal instynktownie kojarzy się z wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Poniższy tekst służy wyjaśnieniu, co kryje się pod tą specyficzną nazwą, jakie znaczenie ma ta kategoria stanów w wyścigu do Białego Domu oraz odpowiedzi na pytanie, dlaczego może się wydawać, że o wyborze na Prezydenta USA decyduje garstka głosujących?

Czym są swing states?

Pojęcie swing states, czyli stanów „wahających się / wahadłowych / niezdecydowanych” dotyczy tych terytoriów administracyjnych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, w których podział poparcia dla kandydatów w wyborach prezydenckich wyznaczonych przez dwie główne partie polityczne (na temat dwupartyjności, zob. artykuł z poprzedniego tygodnia), rozkłada się mniej więcej po równo. Oznacza to, że – w związku z niewielkimi różnicami w preferencjach politycznych uprawnionych do głosowania mieszkańców oraz specyfiką amerykańskiego systemu wyborczego – obaj kandydaci mają w ww. stanach szansę na zwycięstwo.

Przeciwieństwem ww. stanów są tzw. „stany bezpieczne” (ang. safe states), w których kandydat Partii Demokratycznej lub Republikańskiej jest pewny wygranej. Stany z przeważającym poparciem dla kandydata Demokratów określane są jako „stany niebieskie”, zaś te, w których większość głosów otrzymuje kandydat Republikanów to „stany czerwone”.

Ze względu na całokształt okoliczności prawnoustrojowych i faktycznych, bez zwycięstwa w stanach niezdecydowanych niemożliwe jest zdobycie prezydentury. Właśnie dlatego, swing states stanowią obiekty szczególnego zainteresowania kandydatów w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej.

Co powoduje, że swing states są tak istotne w procesie wyborów na prezydenta USA?

W celu zrozumienia, jak fundamentalne znaczenie podczas wyborów prezydenckich, mają swing states, należy po raz kolejny wspomnieć o specyfice sposobu wybierania Prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Zgodnie z treścią art. 2 sek. 1 Konstytucji Stanów Zjednoczonych, wyboru na prezydenta dokonuje się poprzez elektorów, których ilość odpowiada łącznej liczbie senatorów i członków Izby Reprezentantów, jakie przysługują danemu stanowi. Każdy stan posiada dwóch przedstawicieli w Senacie, zaś liczba członków niższej izby amerykańskiego parlamentu pozostaje uzależniona od wielkości populacji danego stanu. Obecnie, łączna liczba członków tzw. Kolegium Elektorów wynosi 538 elektorów. Jest to liczba odpowiadająca sumie członków Izby Reprezentantów i senatorów, do której, na mocy 23. Poprawki z 1961 roku, dołączeni zostali trzej elektorzy – reprezentanci Dystryktu Kolumbia.

Według ww. regulacji konstytucyjnej, prezydentem zostaje ta osoba, która uzyskała najwięcej głosów elektorskich, pod warunkiem, iż jest to także tzw. większość bezwzględna wyznaczonych elektorów. W praktyce oznacza to, iż kandydat potrzebuje co najmniej 270 głosów elektorskich, by zdobyć prezydenturę.

Należy pamiętać, że określenie sposobu wyłaniania elektorów pozostaje prerogatywą władz lokalnych. Legislatura stanowa określa zatem kształt i zasady dotyczące nominowania, powoływania kandydatów oraz przydzielania ich głosów do konkretnego kandydata. Zdecydowana większość władz stanowych przyjęła model wyborów powszechnych, w skutek których „zwycięzca bierze wszystko” (ang. winner takes all), co oznacza, że ten kandydat na prezydenta, który uzyskał więcej głosów (choćby różnica była minimalna) otrzymuje WSZYSTKIE głosy elektorskie z danego stanu.

Nie powinna zatem dziwić pojawiająca się w dyskursie publicznym opinia, iż o wyborze na prezydenta nie decydują wszyscy uczestniczący w wyborach obywatele, ale de facto wąska grupa głosujących w konkretnych hrabstwach danych stanów. W ostatnich kilkudziesięciu latach najgłośniejszym tego rodzaju przypadkiem był wynik wyborów prezydenckich w 2000 roku. Wtedy to, kandydat Republikanów George W. Bush zwyciężył w stanie Floryda z kandydatem Demokratów Al’em Gorem różnicą 537 głosów, dzięki czemu uzyskał wymaganą konstytucyjnie większość głosów elektorskich do zdobycia prezydentury.

 Swing states „w teorii i praktyce”

W przeciwieństwie do m.in. elektorów, pojęcie swing states nie ma umocowania prawnego, jest to kategoria stosowana m.in. w naukach politycznych. Tym samym warto zaznaczyć, iż nie istnieje stały i zamknięty zbiór stanów wahających się. Co prawda część stanów niejako tradycyjnie zaliczana jest do ww. kategorii (m.in. Floryda, Ohio, Pensylwania, New Hampshire), jednak, ze względu na szereg czynników natury pozaprawnej, obejmujących strukturalne zmiany populacyjne, w tym przede wszystkim zmiany demograficzne (związane m.in. z wiekiem, rasą i płcią głosujących), stan który podczas jednych wyborów uznawanych był za niezdecydowany, w trakcie kolejnych może być traktowany jako „bezpieczny”. Dla przykładu, w wyborach prezydenckich w 2000 roku aż 17 stanów było uznawane za swing states, zaś w 2016 „tylko” 9.

Wspomniana powyżej zasada ma także zastosowanie odwrotne – ze względu na ewolucję preferencji politycznych, stan określany jako „bezpieczny” może trafić do kategorii wahających się lub też „zmienić barwy” (przed rozpoczęciem tegorocznej kampanii prezydenckiej niektórzy analitycy przewidywali, że do grupy swing states może wejść kilka nowych stanów, ze względu na przemieszczenie się części populacji pomiędzy stanami w trakcie pandemii COVID-19, np. duża grupa osób pochodzących z Kalifornii przeniosła się do środkowych stanów, ze względu na słabszy reżim sanitarny tam obowiązujący; te wstępne analizy jak na razie się nie potwierdziły).

Istotne jest wskazanie, że wpływ na te zmiany mają zarówno czynniki dotyczące takich kwestii jak dorastanie dzieci migrantów z grup mniejszościowych (których rodzice nie posiadali prawa do głosowania), zmniejszenie stosunku urodzeń do zgonów w grupach większościowych czy zwiększenie / zmniejszenia zainteresowania uczestnictwem w wyborach pośród konkretnych grup społecznych (wiekowych, zawodowych etc.).

Wartym podkreślenia jest, iż sztaby wyborcze kandydatów już na etapie przygotowania strategii kampanijnych, pieczołowicie analizują tego rodzaju zmiany. Jak zostało wskazane powyżej, to właśnie na swing states koncentruje się w głównej mierze uwaga startujących w wyborach. Kandydaci częściej pojawiają się w tych stanach, poświęcają znaczniejsze nakłady finansowe na materiały wyborcze (materiały promocyjne w środkach masowego przekazu, także lokalnych, ulotki, plakaty), zaś kwestie społeczne, gospodarcze, polityczne i prawne będące przedmiotem zainteresowania głosujących w tych jednostkach administracyjnych znajdują istotne miejsce w programach wyborczych. Wizyty w „stanach bezpiecznych” są z reguły rzadsze, nie przynoszą bowiem żadnych wymiernych korzyści ubiegającym się prezydenturę (skoro zwycięstwo i tak jest tam pewne), poza ewentualnym wzmocnieniem ich wizerunku.

Walka o zdobycie głosów elektorskich ze stanów wahających się nie powinna dziwić. Bez elektorów ze swing states – przy uwzględnieniu „tradycyjnego” podziału na stany niebieskie i czerwone – niemożliwym pozostaje uzyskanie, konstytucyjnie wymaganej, bezwzględnej większości głosów elektorskich, umożliwiającej zwycięstwo w wyborach prezydenckich. W trakcie tegorocznych wyborów trzeba będzie trzeba zatem szczególnie dokładnie obserwować wyniki w Arizonie, Georgii, Michigan, Newadzie, Pensylwanii, Północnej Karolinie oraz Wisconsin.

Tekst: dr Jakub Stępień
Katedra Prawa Konstytucyjnego UŁ / Centre for Anglo-American Legal Tradition UŁ
ORCID: 0000-0003-0106-680

Artykuł jest częścią serii ConLaw24, w której Centre for Anglo-American Legal Tradition przybliża zawiłości amerykańskiego systemu prawno-politycznego. W każdy wtorek do dnia wyborów będziemy publikowali kolejne teksty.