Anateizm – współczujący relacjonizm

Jarosław Płuciennik

 

Najbardziej przekonuje mnie do Kearneya to, że nie neguje do końca doświadczenia ani fanatyzmów religijnych, ani ateistycznych (Dawkins, Dennett, Harris), tylko pokazuje w świecie religii i kultury ten nurt duchowości, któremu jest bliskie poszukiwanie autentyczności doświadczenia oraz współczucie dla innych i świata.

Richard Kearney w swojej świeżo wydanej – w świetnym polskim tłumaczeniu Tomasza Sieczkowskiego – książce „Anateizm” podejmuje wyzwanie współczesnego świata, który zdaje się coraz bardziej oddalony od tradycyjnej religijności i duchowości.

Pozycja ta zainteresować może nie tylko filozofów czy psychologów religii, ale także kulturoznawców, literaturoznawców, teoretyków i praktyków literatury, historyków idei, estetyków, wszelkiej odmiany komparatystów. Także polityków propagujących pokojowe współistnienie oraz tolerancję. W końcu zainteresuje każdego człowieka, któremu nieobce jest zwątpienie, a nawet ateizm. Książka bowiem dotyka wielu postaw religijnych, głównie tradycji abrahamicznej Żydów, chrześcijaństwa (zarówno w wydaniu katolickim jak i protestanckim) oraz Islamu, ale często odnosi się również do hermeneutyki podejrzliwości Nietzschego i Freuda, nie unikając ateizmu czy częstych wycieczek do doświadczenia religijnego tzw. Dalekiego Wschodu. Przy czym Kearney mieści się w długich tradycjach uważnego czytania tekstów kultury, medytacji i rozważań, ale wychodzi także poza tekst – ku twarzy i ciału innego.

Publikacja jest wyjątkową próbą pogodzenia współczesnego kryzysu religii i wiary z potrzebą duchowości. Współcześnie coraz więcej jest głosów, które nie tylko negują pozytywny związek moralności oraz religii, ale wprost wskazują na religię pojmowaną jako źródło zła.
Kearney proponuje „anateizm” albo nawet „sztukę anateizmu” (w innej wersji „teopoetykę”) – czyli powrót do doświadczenia duchowego po „śmierci Boga” i przeżyciu procesu sekularyzacji wszystkich obszarów życia społecznego oraz prywatnego.

To nie jest powrót do starego teizmu, autor twierdzi raczej, że u źródeł doświadczeń założycieli i wielkich wyznawców religii (głównie) abrahamicznych znajdziemy zawsze „obłok niewiedzy”, prorockie odosobnienie, a nie pewność fundamentów i skały. Kearney czerpie inspirację z bogatej krytycznej tradycji hermeneutycznej, fenomenologii oraz filozofii religii, co czyni tę książkę fascynującym i głębokim studium. Jego hermeneutyka, nawiązująca zarówno do Paula Ricoeura czy Hansa Georga Gadamera, jak i sceptycyzmu hermeneutycznego Jacques’a Derridy, nie skupia się jednak tylko na tekście, ale także na doświadczeniu – a w szczególności na cielesnym i zmysłowym aspektach duchowości.

W tym sensie fenomenologia Edmunda Husserla czy zwłaszcza Maurice’a Merleau-Ponty’ego znajduje u Kearneya świetną kontynuację. I w ten właśnie sposób twórca anateizmu stawia wyzwanie koncepcjom, które odrywają doświadczenie religijne od rzeczywistości cielesnej i codziennego życia. Warto dodać, że w środku izolacyjnego doświadczenia pandemicznego po „Anateizmie” Kearney wydał książkę zatytułowaną „Dotyk”, a był to czas umierania ludzi w samotności, bez kontaktu – zwłaszcza dotykowego z innymi, nawet bliskimi.


Książka "Anateizm" staje się nie tylko odpowiedzią na głębokie procesy sekularyzacji w tzw. kulturze czy cywilizacji Zachodu, o których pisali Max Weber (odczarowanie świata) czy Charles Taylor (sekularyzacja, świat bez transcendencji), ale również jest ona próbą odpowiedzi na filozoficzne wyzwanie rzucone przez Fryderyka Nietzschego i jego koncepcję  „śmierci Boga”.

Kearney nie odrzuca filozoficznej diagnozy Nietzschego, lecz poszukuje nowej drogi, która prowadzi nie do porzucenia religii, ale do jej reinterpretacji i nowego, bardziej osobistego spotkania z doświadczeniem „gościnności” względem innego. W tej koncepcji pobrzmiewa także myśl bardzo inspirującego dla wielu XX wiecznych teologów, ale także poetów (w Polsce Stanisława Różewicza i Stanisława Barańczaka) ks. dra Dietricha Bonhoeffera o "bezreligijności chrześcijaństwa" – chrześcijaństwa, które może istnieć bez tradycyjnych religijnych form i wspólnot, ale nadal angażuje się w duchową i moralną sferę życia.

Ta koncepcja jest atrakcyjna zwłaszcza wtedy, gdy dominujące wspólnoty religijne i Kościoły bratają się nie z uciskanymi i marginalizowanymi, tylko z władzą i pieniędzmi czy kulturą głównego nurtu. I nie chodzi tylko o ten czas, w którym duchowni różnych wyznań, także biskupi, hajlowali, czy błogosławili czołgi z wymalowanym „Z”.

Bonhoeffer – chrześcijanin wyznający, powieszony na rozkaz Hitlera za szykowanie zamachu na niego, na miesiąc przed końcem II wojny światowej – to postać wręcz kultowa, która nigdy nie wyrzekła się doświadczenia chrześcijańskiego, jednak nie chciała iść z tymi, którzy twierdzili, że posiedli Boga mocy: „Gott mitt uns”... W tym nurcie jest on dla Autora książki wielką inspiracją, tak jak był dla opozycji demokratycznej także w Polsce.


Kearney nie krytykuje sekularyzacji, raczej w pełni rozumie te procesy, ale także nawiązuje do bogatej tradycji religijnej, w tym judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. W jednym z rozdziałów daje także swoistą teorię literatury modernistycznej, którą śmiało można porównać do teorii literatury papieża Franciszka, ujawnionej ostatnio w „Liście o roli literatury” (w formacji) z 17 lipca 2024r. Tam też czytelnik znajdzie odniesienie do dzieła Marcela Prousta. Głównymi natomiast dziełami omawianymi przez Kearneya w jednym z rozdziałów są: „Ullises” Jamesa Joyce’a, „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta i „Do latarni morskiej” Virginii Woolf.

Dla Kearneya, nieco nietypowego Irlandczyka, który miał swój udział w procesie pokojowym w Irlandii Północnej, te dzieła są naturalnym kontekstem, bo Joyce wyrasta z modernistycznej tradycji katolickiej, Proust – żydowskej, zaś Woolf – protestanckiej. Autor przedstawia anateizm jako drogę czy sztukę, która łączy elementy agnostycyzmu, sceptycyzmu i teizmu – to przestrzeń, w której człowiek staje przed „epifaniami codzienności” w stanie niepewności i otwartości, gotów na ponowne odkrycie nowego siebie. Tego rodzaju postawa jest zarówno wyrazem pokory, jak i odwagi, ponieważ wymaga od człowieka przyjęcia ryzyka, że może nie znaleźć ostatecznych odpowiedzi. Nie mówiąc o tym, że to co odnajdzie, nie będzie na wieki... jest ulotne i czułe…


Dla Kearneya ważnym elementem tego procesu jest gościnność i empatia wobec innego, zarówno w sensie literalnym, jak i metaforycznym. Otwarcie na inność – czy to w kontekście relacji międzyludzkich, czy duchowych – jest kluczowym elementem tolerancyjnego anateizmu. W tym kontekście Kearney podkreśla, że prawdziwa duchowość rodzi się nie w pewności, ale w otwarciu na inność, która nieustannie nas zaskakuje i zmusza do rewizji naszych przekonań. Widać tutaj wiele debat i dyskusji z Derridą czy – zwłaszcza – Emmanuelem Levinasem.


Najbardziej przekonuje mnie do Kearneya to, że nie neguje do końca doświadczenia ani fanatyzmów religijnych, ani ateistycznych (Dawkins, Dennett, Harris), tylko pokazuje w świecie religii i kultury ten nurt duchowości, któremu jest bliskie poszukiwanie autentyczności doświadczenia oraz współczucie dla innych i świata. Owo współczucie świetnie realizuje się w tzw. złotej regule. Złota reguła, znana również jako zasada wzajemności, to etyczna zasada, która mówi, aby traktować innych tak, jak samemu chciałoby się być traktowanym. Jest to jedna z najstarszych i najbardziej uniwersalnych zasad moralnych, pojawiająca się w różnych tradycjach filozoficznych i religijnych na całym świecie.

Autor nie obawia się odwoływać w przypisach i dopiskach do marginalnych – w wielkim świecie – postaci literacko-duchowych jak poeta pogranicza islamsko-hinduistycznego Kabir, czy nawet wprost do Sutry Serca, która jest krótkim, ale wymownym przesłaniem buddyzmu mahajany. W tym sensie przypomina trochę Stanisława Różewicza, który także nie chciał – nie mógł – pisać poezji po Auschwitz, a jednak cały czas ją uprawiał. W swoim czasie stworzył także wiersz „Nauka chodzenia”, którego tekst był inspirowany życiem i śmiercią wrocławianina Dietricha Bonhoeffera.

Napisał go częściowo po niemiecku w polskim Wrocławiu. To jest odwaga Kearneya, który w Indiach uczy się pranajamy od wyznawcy hinduizmu, cytuje w swoim „Anateizmie” Mahabharatę i Vivekanandę, ale dla którego głównym odniesieniem pozostaje ciągle tradycja abrahamiczna.  To właśnie z nią każdy człowiek zainteresowany duchowością w Europie musi się zmierzyć. I nie jest to relatywizm tylko relacjonizm.

Publikacja „Anateizm. Powrót do Boga po Bogu” jest dostępna w księgarni WUŁ (w dwóch wersjach: papierowej i elektronicznej).

Więcej o seriii W POSZUKIWANIU IDEI XXI WIEKU przeczytasz tutaj.