Woda cenniejsza niż ropa - pisze ekohydrolog z UŁ

"Ogromna nadwyżka ropy na świecie spowodowała, że ceny jej kontraktów terminowanych w dostawie na maj były ujemne tzn. sprzedający ropę dopłacali do tego, by ktoś zabrał od nich zalegające baryłki z surowcem. Oczywiście jest to pokłosie pandemii, która ogarnęła świat. Ale czy zmiany klimatyczne nie są właśnie taką pandemia ogólnoświatową, której skutki odczuwamy na co dzień? Całkiem odmienną sytuację mamy z wodą..." - pisze dr Tomasz Jurczak, ekohydrolog z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŁ i przewodniczący powstającego na UŁ międzywydziałowego zespołu ds. ekologii.

 

Ogień i deficyt

Brak opadów przez ostatnie 30 dni spowodował potężny kryzys środowiskowy. Płonie Biebrzański Park Narodowy, odnotowywane są rekordowo niskie jak na tą porę roku stany wód w rzekach, wilgotność gleby w powierzchniowej jej warstwie zbliża się do granicy 10-20%, a w gminie Sulejów w miniony weekend ponad dwukrotnie wzrosło zużycie wody w wyniku rozpoczęcia sezonu działkowego i związanego z tym podlewaniem trawników. Sytuacja wydaje się o tyle beznadziejna, że mamy dopiero kwiecień i przed nami cały okres letni z wysokimi temperaturami.

Co jest tego przyczyną i jak temu przeciwdziałać? Te pytania stawiają sobie nie tylko rządzący naszym krajem, ale i samorządowcy, decydenci, rolnicy oraz każdy z nas. Rolnictwo bez wody niesie potężny nieurodzaj, co z pewnością znajdzie przełożenie na wysokie ceny produktów rolnych. Nadmierny pobór wód przez gospodarstwa domowe może z kolei przyczynić się do deficytów wodnych w wielu gminach, a taka sytuacja pojawiła się już w ubiegłym roku i jest duże prawdopodobieństwo że wystąpi również i w tym roku.

Deszcz - ratunek czy kataklizm?

Sytuacja jest o tyle zaskakująca, że suma opadów w tym roku za pierwszy kwartał nie różni się znacząco od średniej wieloletniej. Ale jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Po pierwsze 50% tych opadów wystąpiło w lutym, który był miesiącem z ponad dwukrotnie wyższą sumą opadów w stosunku do lat wcześniejszych. Niestety ostatni większy opad miał miejsce ponad 30 dni temu, co sprawia że obecnie mamy rekordowo "suchy" miesiąc. Ale nie to jest najważniejsze. Po raz pierwszy od ponad 70 lat mieliśmy do czynienia jedynie z zimą kalendarzową. W wielu polskich miastach w okresie od listopada do marca nie odnotowano ani jednego dnia z pokrywa śnieżną co oznacza, że jeśli śnieg spadł zalegał jedynie kilka godzin. W latach wcześniejszych było to od 40 nawet do 60 dni. Niestety, ale to są właśnie skutki zmian klimatycznych, które obecnie obserwujemy.

W wyniku braku śniegu nie odbudowały się zasoby wód gruntowych, a lutowe opady deszczu jedynie częściowo je uzupełniły. Ubytek wód gruntowych spowodował obniżenie stanu wód w rzekach i zbiornikach, a obecny brak deszczy jeszcze pogłębił ten kryzys. Jeszcze miesiąc temu wilgotność powierzchniowej warstwy gleby wahała się dla całego kraju w zakresie 60-90%, dziś w niektórych obszarach Polski zbliżamy się do granicy 20%. Jak temu zaradzić? Wydaje się, że znajdujemy się obecnie w sytuacji trochę beznadziejnej, bo dopóki nie spadnie większy deszcz, praktycznie nie mamy możliwości żadnego działania, poza oszczędzaniem i racjonowaniem wody.

Beznadziejność obecnej sytuacji jest jednak taka, że jeśli ten deszcz spadnie, a prędzej czy później tak się zdarzy, może to być tzw. opad nawalny, który podtopi miasta i zaleje budynki, powodując kolejne zniszczenia i konieczność wypłaty odszkodowań. W ciągu jednego dnia spaść może nawet 40-60 mm opadu na każdy metr kwadratowy powierzchni ziemi, czyli tyle ile średnio powinno padać przez cały miesiąc.

Problem jednak tkwi w tym, że nasze miasta wraz z ich infrastrukturą, systemy rzeczne, zbiorniki zaporowe nie są przygotowane na zatrzymanie tej wody. 80% tego opadu w ciągu następnych kilku dni odpłynie do Bałtyku wyprostowanymi rzekami, a wysuszona gleba nawet nie będzie w stanie przyjąć tej wody. I w ten sposób pozbędziemy się ogromnego zasobu, który mógłby zaspokoić nasze potrzeby przez następne kilka tygodni.

Dużo słów, mało czynów

Czy w takim razie jest realna szansa by temu zapobiec? I tu problem koronawirusa wydaje się być dla nas nadzieją. Nie dosyć że jest ostrzeżeniem dla naszej planety, podobnie zresztą jak od kilku lat są zmiany klimatyczne, których nikt wcześniej nie chciał dostrzec, to skoro nauczyliśmy się pracować zdalnie, nosić maseczki i rękawiczki i nie wychodzić z domu to i możemy się nauczyć i wdrażać działania, które będą skutkowały "mitygacją", czyli łagodzeniem skutków zmian klimatycznych. Obecnie tematem numer jeden w naszym kraju, pomijam kwestie pandemii, są wybory na urząd prezydenta Polski. I to właśnie w okresie wyborczym od polityków słyszymy wiele obietnic. Takowe pojawiły się i w Dniu Ziemi, gdzie obecnie urzędujący Pan prezydent mówił o długofalowej polityce ekologicznej państwa w zakresie gospodarki wodą, mówił wiele o konieczności stosowania nie tylko małej, ale i dużej retencji, bo ma świadomość tego że 70% wód opadowych odpływa do Bałtyku.Pojawiły się również kwestie zadrzewień śródpolnych i odwróconej melioracji jako zabiegów mających pomóc rolnikom w zatrzymaniu wody i ograniczeniu problemu suszy. I wszystko się zgadza, problem jedynie jest w tym, że dziś nie powinno się już o tym mówić, tylko pokazywać jak zostało to wykonane i jak obecnie te rozwiązania funkcjonują, bo z każdym dniem stoimy coraz bliżej przepaści ekologicznej.

Zacznij od siebie!

Nie czekajmy w takim razie na decydentów z ich działaniami tylko zacznijmy świadomie działać już dziś, sami, w obrębie naszych gospodarstw domowych, samorządów, lokalnej społeczności, tak by przyczynić się do racjonalnej gospodarki wodnej. Zmiany powinny być ukierunkowane z jednej strony na świadome wykorzystywanie wody (jej oszczędzanie) oraz retencjonowanie jej nadmiaru w okresach intensywnych opadów czy roztopów śnieżnych i jej wykorzystywanie w okresach suchych.

Jednakże najistotniejszym elementem wydaje się w chwili obecnej zmiana podejścia w zakresie polityki ekologicznej ukierunkowanej na zatrzymanie wody w miejscu jej wystąpienia i jej dalszemu wykorzystaniu. Dotyczy to zarówno systemów miejskich jak i obszarów pozamiejskich. Zwiększenie zadrzewień śródpolnych ograniczy wywiewanie warstwy organicznej gleby z obszarów rolniczych, co przełoży się na zwiększenie plonów. Dodatkowo, poprzez wykorzystywanie systemów rzecznych, istnieje możliwość retencji nadmiaru wód poprzez rozszczelnienie koryt rzecznych i wykorzystanie roślinności w strefach przybrzeżnych.

W miastach należy stopniowo zwiększać ilość powierzchni zielonych w celu retencjonowania wód i tym samym tworzenia miejsc, które stają się elementami błękitno-zielonej infrastruktury miast, mającymi charakter adaptujący do zmian klimatycznych. Miejsca ta poprawiają mikroklimat w miastach i przyczyniają się do spadku chorób astmatycznych i alergicznych. Ponadto istnieje wiele możliwości zagospodarowywania wód deszczowych w naszych gospodarstwach domowych, poprzez jej retencję na terenie wspólnot mieszkaniowych (tworzenie niecek chłonnych, zielonych dachów czy ostatnio popularnego "beczkowania wody"), ograniczenia koszenia trawników czy ich przekształcenia w tzw. łąki kwietne, dzięki czemu zwiększamy różnorodność biologiczną i poprawiamy jakość gleb i ich zdolność do retencji wód.

Wody deszczowe, zamiast odprowadzać z terenów utwardzonych miasta (dachy, parkingi, ulice, chodniki) do kanalizacji deszczowej i dalej rzekami do Bałtyku, możemy zagospodarowywać w oczkach wodnych w parkach, na skwerach, w terenach zielonych, dzięki obniżonym krawężnikom i specjalnie wyprofilowanemu terenowi przystosowanemu właśnie do retencjonowania wody.

Rozwiązań jest tak wiele, jak wiele mamy pomysłów i każdy z nich, który ma na celu zatrzymanie wody i jej ponowne wykorzystanie (podobnie jak dziś wykorzystujemy surowce wtórne) jest wart zastosowania. Działajmy mądrze i świadomie, tak by nie zabrakło wody dla przyszłych pokoleń.

Oczyszczenie wód Arturówka najlepszym projektem w UE


Uniwersytet Łódzki to jedna z największych polskich uczelni. Misją UŁ jest kształcenie wysokiej klasy naukowców i specjalistów w wielu dziedzinach humanistyki, nauk społecznych, przyrodniczych, ścisłych, nawet medycznych. UŁ współpracuje z biznesem, zarówno na poziomie kadrowym, zapewniając wykwalifikowanych pracowników, jak i naukowym, oferując swoje know-how przedsiębiorstwom z różnych gałęzi gospodarki. Uniwersytet Łódzki jest uczelnią otwartą na świat - wciąż rośnie liczba uczących się tutaj studentów z zagranicy, a polscy studenci, dzięki programom wymiany, poznają Europę, Azję, wyjeżdżają za Ocean. Uniwersytet jest częścią Łodzi, działa wspólnie z łodzianami i dla łodzian, angażując się w wiele projektów społeczno-kulturalnych.

Zobacz nasze projekty naukowe na https://www.facebook.com/groups/dobranauka/

Tekst: dr Tomasz Jurczak, WBiOŚ UŁ

Redakcja: Centrum Promocji UŁ