czas i miejsce trwania wystawy: 12 stycznia 2024 (wernisaż o godz. 18.30) – 29 lutego 2024 r., Uniwersytecka Galeria Wozownia 11 (ul. M. Skłodowskiej-Curie 11)
artysta: Piotr Stachlewski (ASP w Łodzi)
kurator: Marek Domański (ASP w Łodzi)
Uprawiając z sukcesem swoje malarskie rzemiosło, Piotr Stachlewski sięgnął po fotografię i konsekwentnie przez wiele lat rejestrował setki widoków miasta, w których dominują grafitti wykonane przez kibiców RTS i ŁKS.
W tych fotografiach, które jedynie pozornie są cytatami z rzeczywistości, zapisana została dojmująca przemoc i bezsilność. Ludzie wykonujący te wizualne akty wandalizmu realizują prawdopodobnie potrzebę sprawczości, której nie mogą realizować w bardziej twórczy sposób. Kluby sportowe przydzieliły im role widzów, którzy swoje emocje są w stanie rozładować tylko w formie agresywnych zachowań, prowadzących niekiedy do przemocy. Widoczna jest ona również w treści i formie graffiti. Ponieważ nie są to dzieła trwałe, a często stanowią również formę wyzwania domagającego się odpowiedzi, są modyfikowane przez kibiców rywalizujących grup. Te zmiany dotyczą zarówno formy jak i treści. Obserwujemy coś w rodzaju wizualnego języka, który służy wymianie obelg i apolegetyzowaniu bohaterstwa własnej drużyny i jej kibiców. Powstają w ten sposób, nakładające się na siebie warstwy, uzupełniane przez zamalowujących napisy gospodarzy posesji palimpsesty.
wyjaśnia kurator wystawy Marek Domański.
Nienienawiść na murach wyrażana jest ekspresją liter, konstrukcją całego napisu, wulgarnością porównań. Tekst ze ściany ma obrazić, wyszydzić, przyrównać do tego, co dla mentalności „kibica” jest najgorsze.
dodaje artysta.
Obrazy prezentowane na wystawie „Krew miasta” sprawiać mogą wrażenie beznamiętnie wykonanej rejestracji zjawiska – jednej z manifestacji metaobiektu, jakim stał się współczesny sport. Są jednak efektem dalekiej od obojętności postawy autora, który odczuwa głęboką potrzebę reagowania na manifestującą się na gigantyczna skalę wizualną przemoc. Nie jest to neutralny zapis, a pełna emocji próba wskazania istotnego, wielowymiarowego problemu. Redukcja do czerni, bieli i czerwieni jest ważną decyzją, która wskazuje na silne emocjonalne zaangażowanie. Nie wyklucza to jednak dokumentalnego charakteru tych fotografii.
podsumowuje kurator.
Część z grafitti zawiera niestety wątki antysemickie. Profesor Wojciech Woźniak, który zajmuje się m.in. socjologią sportu i tematyką kibicowania komentuje sprawę w ten sposób.
Żydowskich klubów sportowych w Polsce nie ma od ponad 80-lat. A antysemityzm okołostadionowy kwitnie. Antysemickie grafiki i przyśpiewki kojarzą się przede wszystkim z Łodzią, Krakowem i Rzeszowem. W Krakowie, nazywani Żydami kibice Cracovii „przejęli” ten epitet. Na ich flagach, szalach i graffiti można zobaczyć gwiazdę Dawida, nie przypadkiem stadion klubu przy ul. Kałuży nazywany bywa „Ziemią Świętą”. Historycznie, Cracovia była klubem wielokulturowym, nie stawiającym barier związanych z identyfikacją religijną czy etniczną. Z kolei Wisła była jednym z pierwszych polskich klubów hołdujących zasadzie numerus nullus i zatrudniających wyłącznie Polaków wyznania rzymskokatolickiego. Oczywiście mowa o okresie przedwojennym, w ostatnich kilkunastu latach jedną z największych gwiazd Białej Gwiazdy był Maor Melikson, reprezentant Izraela, w swoim czasie czołowy piłkarz polskiej ligi.
zauważa naukowiec.
W Łodzi, oba najsłynniejsze kluby miały wśród założycieli osoby pochodzenia żydowskiego, jednak dla obu „żydowski” jest ten drugi. Brakuje pozytywnego „przejęcia” epitetu w założeniu obraźliwego i uczynienia go elementem własnej tożsamości, z czym mamy do czynienia w Cracovii, londyńskim Tottenhamie czy Ajaxie Amsterdam. To przyczynia się do utrwalania wizerunku Łodzi jako miasta szczególnie antysemickiego, mimo że fani ŁKS i Widzewa są również, na murach, w przyśpiewkach stadionowych, a współcześnie na forach internetowych, lżeni antysemickimi obelgami przez kibiców drużyn spoza naszego miasta. Niektóre graffiti na łódzkich murach zawierają karykaturalne obrazy Żydów, których nie powstydziliby się rysownicy nazistowskich gazet z lat 30-tych. Jeden z takich obrazów miesiącami trwał na murze garażu przy ulicy Pasterskiej, na terenie Litzmanstadt Ghetto, zaledwie kilkanaście metrów od kościoła i nie więcej niż 150 metrów od jednego poruszających murali z cyklu „Dzieci Bałut”, upamiętniających najmłodsze ofiary Holokaustu w naszym mieście. Po mojej interwencji zniknął, by po kilku tygodniach „odrosnąć” w nieco złagodzonej formie.
dodaje socjolog.
Wiele osób umniejsza znaczenie takich napisów i rysunków. Twierdzą, że taki antysemityzm bez Żydów (nie więcej niż 15 tys. osób w 40-milionowym kraju deklaruje żydowską tożsamość) nie ma znaczenia, a napisy i hasła nie są szkodliwe, skoro nie dotyczą „prawdziwych” wyznawców judaizmu lub obywateli Izraela. To nieprawda. Sam fakt, że te „skamieliny języka” jak nazywa antysemickie klisze obecne w naszym języku Joanna Tokarska-Bakir są tak trwałe, świadczy fatalnie o naszej edukacji. Przyzwyczajanie kolejnych pokoleń młodych kibiców do tego, że obelgi oparte na etnicznej nienawiści są niegroźne, przyczynia się do lekceważenia innych form ksenofobii. To, że antysemityzm od lat, chociaż z różnym natężeniem, trwa w polskiej debacie publicznej i dyskursie politycznym, jest częściowo pokłosiem lekceważenia tego problemu w sferze publicznej, również w kibicowskim kontekście.
podsumowuje prof. Woźniak.
Piotr Stachlewski – urodzony w 1964 roku w Łodzi. Studia na Wydziale Grafiki PWSSP w Łodzi w latach 1983-1988. Od 1987 pracuje w macierzystej uczelni, przechodząc wszystkie szczeble kariery akademickiej. W latach 2008-2012 Kierownik Katedry Malarstwa Rysunku i Rzeźby na Wydziale Grafiki i Malarstwa. W 2015 roku otrzymał tytuł Profesora sztuk plastycznych. Obecnie kieruje Pracownią Malarstwa i Działań Interdyscyplinarnych w Instytucie Malarstwa i Rysunku. Członek Rady Uczelni ASP im.Wł. Strzemińskiego w Łodzi w kadencji 2021-2024. Twórczość w zakresie malarstwa, grafiki i ceramiki. Wziął udział w ponad 200 wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce i za granicą.
Uhonorowany między innymi: Wyróżnieniem na Krajowej Wystawie Malarstwa Młodych, Konkurs im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu w 1996, Grand Prix na I Ogólnopolskim Konkursie Grafiki im. Ludwiga Meidnera w Oleśnicy w 2008, III Nagroda na X Quadriennale Drzeworytu i Linorytu Polskiego w Olsztynie w 2011, w 2020 otrzymał również wyróżnienie na konkursie Surface Impressions w Lincoln, (NE) USA.
Marek Domański – fotograf i nauczyciel akademicki, aktywny w dziedzinach twórczości wizualnej i publicystycznej. Na wystawach prezentuje fotografie inscenizowane, dokumentalne, a także obiekty i rysunki. Autor i współautor kilku monografii oraz innych publikacji. Kurator i współtwórca projektów badawczych. Pracuje w Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, gdzie w Instytucie Fotografii i Multimediów prowadzi Pracownię Obrazowania Fotograficznego.
TEKST KURATORSKI
KREW MIASTA
Kiedy w 1968 roku przetłumaczono z języka holenderskiego książkę Johana Huizingi zatytułowaną „Homo Ludens”, łódzki klub sportowy Widzew nie był jeszcze powszechnie rozpoznawalnym WIDZEWem. Sukcesy piłkarzy ŁKS-u przyszły dopiero w latach siedemdziesiątych. Choć Huizinga poświęca sportowi niewiele uwagi, stwierdza, że: „Główne formy zawodów sportowych są z natury rzeczy stałe i prastare” . Zauważa również kompensacyjne funkcje sportu, co w kontekście aktualnie obserwowanych „wojen klubów piłkarskich” wydaje się szczególnie istotne. Dostrzega także w widowisku sportowym niektóre funkcje teatru. W tym kontekście warto odwołać się do zdefiniowanego przez Arystotelesa w VI rozdziale „Poetyki” pojęcia katharsis (oczyszczenia). Doznania, które pozwala przeżyć wywołane przez sztukę emocje i doznać wewnętrznego oczyszczenia. Jak widać, pojawiają się tu pewne wątki, które łączą sztukę i sport.
Kluby sportowe powstały w XIX wieku w Anglii i, jak pisze Huizinga, „umacniały ducha lokalnej wspólnoty i solidarności.” Ich rozwój i popularność spowodowały, że stały się istotnym elementem kultury masowej. Celowo przywołuje tu określenie będące tytułem książki Antoniny Kłoskowskiej”, trafnie analizującej przedmiotowe zjawisko w XX wieku. W powojennej Polsce rywalizacja w sporcie miała nie tylko szczątkowy już wymiar ludyczny, ale przede wszystkim polityczny. Osiągnięcia polskich piłkarzy potwierdzały wyższość ustroju PRL nad kapitalizmem. Dziś piłka nożna jest potężną gałęzią przemysłu rozrywkowego, który niestety nadal uwikłany jest politycznie. Problem ten przewija się w dyskusjach na temat rozgrywania meczy z reprezentacjami państw totalitarnych, bądź organizowania zawodów w krajach zarządzanych przez skompromitowane dyktatury.
W Łodzi najbardziej widoczna jest rywalizacja dwóch klubów sportowych: jednego z najstarszych w Polsce, założonego 1908 roku Łódzkiego Klubu Sportowego oraz będącego spadkobiercą tradycji TMRF Widzew Robotniczego Towarzystwa Sportowego Widzew, które zostało założone w 1910 roku. Dla osoby nie zainteresowanej futbolem rywalizacja obu klubów manifestuje się głównie przez różne konfrontacyjne działania kibiców. Ich plemienna przynależność i instynkt terytorialny widoczne są na murach łódzkich kamienic i bloków w formie charakterystycznych grafitti. Wykonane są one zwykle białą, czerwoną i czarną farbą co jest skutkiem wierności klubowym barwom. Tego typu aktywność widoczna była już na murach miast starożytnej Grecji i Rzymu.
Współczesne grafitti wykonane są przy użyciu farb w spraju, niekiedy z pomocą szablonów. Są to zwykle dzieła anonimowe, co nie wyklucza istnienia gwiazd, takich jak Banksy, który stworzył i skapitalizował własną legendę. Jego antysystemowe wypowiedzi mają silne przesłanie i wpisują się w strategię miejskiej partyzantki. Działanie niespodziewane i w ukryciu jest także modus operandi łódzkich kibiców. Ich aktywność jest oczywiście mniej zróżnicowana pod względem formy i wydaje się pełnić jedynie funkcje manifestacji lojalności wobec klubu oraz obwieszczać gotowość do działania w imię obrony jego dobrego imienia, nieustannie podważanego przez plastyczną aktywność innych kibiców.
Największe wrażenie robi chyba liczba grafitti na obszarze całego miasta i okolic. Mieszkańcy Łodzi zdają się nie zauważać ich wszechobecności prawdopodobnie na skutek habituacji . Te malarskie manifestacje mają potężny ładunek emocjonalny, nie tylko w brutalnej treści, ale i formie. To właśnie te cechy przykuły uwagę Piotra Stachlewskiego, którego malarska wrażliwość sprowokowała do reakcji. Szczególnie intrygujące w tym kontekście wydaje się być sięgnięcie przez autora po aparat fotograficzny i typologiczną strategię dokumentu fotograficznego. Uprawiając z sukcesem swoje malarskie rzemiosło, Piotr Stachlewski sięgnął po fotografię i konsekwentnie przez wiele lat rejestrował setki widoków miasta, w których dominują grafitti wykonane przez kibiców RTS i ŁKS. W tych fotografiach, które jedynie pozornie są cytatami z rzeczywistości, zapisana została dojmująca przemoc i bezsilność. Ludzie wykonujący te wizualne akty wandalizmu realizują prawdopodobnie potrzebę sprawczości, której nie mogą realizować w bardziej twórczy sposób. Kluby sportowe przydzieliły im role widzów, którzy swoje emocje są w stanie rozładować tylko w formie agresywnych zachowań, prowadzących niekiedy do przemocy. Widoczna jest ona również w treści i formie graffiti. Ponieważ nie są to dzieła trwałe, a często stanowią również formę wyzwania domagającego się odpowiedzi, są modyfikowane przez kibiców rywalizujących grup. Te zmiany dotyczą zarówno formy jak i treści. Obserwujemy coś w rodzaju wizualnego języka, który służy wymianie obelg i apolegetyzowaniu bohaterstwa własnej drużyny i jej kibiców. Powstają w ten sposób, nakładające się na siebie warstwy, uzupełniane przez zamalowujących napisy gospodarzy posesji palimpsesty.
Jest to jedna z cech, które szczególnie przykuła uwagę Piotra Stachlewskiego. Jako wrażliwy artysta dostrzegł te istotne elementy malarskich właściwości „kibicowskiej sztuki ludowej” i zdecydował się na ich sfotografowanie. Obrazy prezentowane na wystawie „Krew miasta” sprawiać mogą wrażenie beznamiętnie wykonanej rejestracji zjawiska – jednej z manifestacji metaobiektu, jakim stał się współczesny sport. Są jednak efektem dalekiej od obojętności postawy autora, który odczuwa głęboką potrzebę reagowania na manifestującą się na gigantyczna skalę wizualną przemoc. Nie jest to neutralny zapis, a pełna emocji próba wskazania istotnego, wielowymiarowego problemu. Redukcja do czerni, bieli i czerwieni jest ważną decyzją, która wskazuje na silne emocjonalne zaangażowanie. Nie wyklucza to jednak dokumentalnego charakteru tych fotografii.
Dzięki odpowiedniemu kadrowaniu fotografia uwidacznia brutalność nie tylko w treści, lecz także i w malarskiej formie. Autor tak opisuje to doświadczenie:
Wejście z aparatem w miejską przestrzeń zelektryzowało mnie naocznością „wojny na murach”: zamalowane miasto, kluby i ich kibice walczący o pieniądze na stadiony , przypominający władzy zasięg swojej dominacji. Gdzieś poza Łodzią w kibolskiej bijatyce ktoś poniósł śmierć. Czerwień stała się metaforą krwi konkretnego młodego człowieka a nie jedynie estetycznym wyborem.
„Dla większości Ludzi zobaczenie świata wciąż oznacza przede wszystkim zobaczenie własnego miasta” . Piotr Stachlewski „zobaczył” Łódź przez pryzmat wizualnie manifestującego się konfliktu, który w komentarzu do swoich prac opisuje następująco:
Łódź jest podzielona. Granica dzieląca miasto na strefy kibolskich wpływów dla niezaangażowanego sportowo mieszkańca nie jest widoczna. Gdybyśmy jednak chcieli ją nanieść na mapę należałoby kilkakrotnie przemierzyć miasto, najlepiej ze wschodu na zachód lub odwrotnie, i pilnie obserwować grafitti znaków. To znaki definiują obszary wpływów, wyznaczają wielkość terytorium. Wojna pomiędzy pseudokibicami ŁKS i Widzewa wyzwala skrajne emocje. Okołostadiaonowe starcia lub ich zorganizowana wersja czyli tzw. ustawki bywają naznaczone krwią. Są ofiary i bohaterowie, jest uznanie i pamięć . Oraz nienawiść. Ta na murach wyrażana jest ekspresją liter, konstrukcją całego napisu, wulgarnością porównań. Tekst ze ściany ma obrazić, wyszydzić, przyrównać do tego, co dla mentalności „kibica” jest najgorsze. Ponadto jest jeszcze siła agresywnego kontrastu pomiędzy bielą a czerwienią, która w naturalny sposób przykuwa uwagę. Ale barwy tożsame z narodowymi muszą być nałożone we właściwym porządku, bo ten porządek wyróżnia i nie ma miejsca na pomyłkę, bo pomyłka to zdrada.
Przypadek sprawił, że oba zespoły mają czerwień w klubowym godle. Naznaczone sprayem ściany budynków, wywołują efekt miasta umazanego we krwi, bo ten konflikt jest „na życie i … conajmniej krew”. Miejsce w tabeli klubowych rozgrywek nie ma znaczenia, tu nie chodzi o sport. Jego miejsce zajęliśmy „my” i nasze rewiry, nasza przestrzeń, „…spokojne centrum ustalonych wartości” (Yi-Fu Tuan).
Terytorium zaczyna się we własnym pokoju, gdzie nad łóżkiem wisi klubowa flaga. Namalowana może być też na ościeży drzwi do mieszkania. Obmalowane są drzwi „mojej” klatki, oznaczone wnętrze „naszego” podwórza i wjazd do „wspólnej” bramy. Każdy element małej i dużej architektury, komórka, garaż, płot a nawet drzewo są stygmatyzowane. Terytorium się rozrasta i pęcznieje do osiedli i dzielnic, dostrzegalne jest we wsiach i okolicznych miasteczkach. Napisy ostrzegają i zapewniają o lojalności. Wielkość! Ona również ma znaczenie! Monumentalność napisów niekiedy imponuje (wyczuwa się tu zbiorowy wysiłek), ale częściej przeraża, bo niesie ze sobą niepokojący aspekt magii i zaklinania. Nie bez znaczenia jest konkurencja we własnym obozie, zwykła chęć zaimponowania i oczekiwanie uznania.
Granica terytorium nie do końca jest oczywista. Niekiedy zaciera się na skutek walki na kilku frontach: z jednej strony – z właścicielami nieruchomości zobowiązanymi do usuwania gwiazd Dawida i swastyk , z drugiej – z dywersantami, przemalowującymi dwie pierwsze litery nazwy „naszego klubu” bo ta trzecia, paradoksalnie, jest taka sama. Walczy się też nowym nakładem farby z niszczycielskim działaniem czasu. Te przemalowania i poprawki to niezwykle interesujący bodziec wizualny, często wzbogacony o materię nieprzystosowanego do przyjęcia farby podłoża, co pogłębia słaba jakość użytych barwników. Erodujące kolory tworzą ciekawe, zaciekające materie. W tej całej „brzydocie” pozostaje jednak „piękno” zdeformowanych liter, wciskanych w przypadkowo wybraną płaszczyznę czy trafne wykorzystanie koloru zastanego podłoża. Każdemu aktowi klubowego wandalizmu towarzyszy pośpiech, ryzyko i adrenalina, bo wszystko co nielegalne, ma swoją cenę.
Marek Domański, Piotr Stachlewski
Łódź 2023
KOMENTARZ EKSPERTA Z UŁ
Antysemityzm w polskiej piłce nożnej pojawił się krótko po odzyskaniu niepodległości i nasilał się w miarę, gdy stawał się coraz ważniejszym wątkiem sporów politycznych. W wielokulturowym i mocno podzielonym politycznie kraju w okresie międzywojnia powstawały kluby oparte o przynależność religijną, etniczną czy klasową. Te ostatnie podziały miały często głębsze znaczenie niż etniczność, np. polscy robotnicy wspierali socjalistyczne kluby żydowskie związane z partią Bund przeciwko klubom polskim, ale kojarzonym z endecją, a żydowscy robotnicy wspierali socjalistyczne kluby polskie grające przeciwko zespołom żydowskim funkcjonującym pod parasolem syjonistycznego ruchu Makkabi. W Krakowie słynne do dziś określenie „święta wojna” nie dotyczyło wcale przed Drugą Wojną Światową meczów między Wisłą a Cracovią, a zawziętej i upolitycznionej rywalizacji między dwoma klubami żydowskimi: Makkabi i Jutrzenką.
Żydowskich klubów sportowych w Polsce nie ma od ponad 80-lat. A antysemityzm okołostadionowy kwitnie. Antysemickie grafiki i przyśpiewki kojarzą się przede wszystkim z Łodzią, Krakowem i Rzeszowem. W Krakowie, nazywani Żydami kibice Cracovii „przejęli” ten epitet. Na ich flagach, szalach i graffiti można zobaczyć gwiazdę Dawida, nie przypadkiem stadion klubu przy ul. Kałuży nazywany bywa „Ziemią Świętą”. Historycznie, Cracovia była klubem wielokulturowym, nie stawiającym barier związanych z identyfikacją religijną czy etniczną. Z kolei Wisła była jednym z pierwszych polskich klubów hołdujących zasadzie numerus nullus i zatrudniających wyłącznie Polaków wyznania rzymskokatolickiego. Oczywiście mowa o okresie przedwojennym, w ostatnich kilkunastu latach jedną z największych gwiazd Białej Gwiazdy był Maor Melikson, reprezentant Izraela, w swoim czasie czołowy piłkarz polskiej ligi.
W Łodzi, oba najsłynniejsze kluby miały wśród założycieli osoby pochodzenia żydowskiego, jednak dla obu „żydowski” jest ten drugi. Brakuje pozytywnego „przejęcia” epitetu w założeniu obraźliwego i uczynienia go elementem własnej tożsamości, z czym mamy do czynienia w Cracovii, londyńskim Tottenhamie czy Ajaxie Amsterdam. To przyczynia się do utrwalania wizerunku Łodzi jako miasta szczególnie antysemickiego, mimo że fani ŁKS i Widzewa są również, na murach, w przyśpiewkach stadionowych, a współcześnie na forach internetowych, lżeni antysemickimi obelgami przez kibiców drużyn spoza naszego miasta. Niektóre graffiti na łódzkich murach zawierają karykaturalne obrazy Żydów, których nie powstydziliby się rysownicy nazistowskich gazet z lat 30-tych. Jeden z takich obrazów miesiącami trwał na murze garażu przy ulicy Pasterskiej, na terenie Litzmanstadt Ghetto, zaledwie kilkanaście metrów od kościoła i nie więcej niż 150 metrów od jednego poruszających murali z cyklu „Dzieci Bałut”, upamiętniających najmłodsze ofiary Holokaustu w naszym mieście. Po mojej interwencji zniknął, by po kilku tygodniach „odrosnąć” w nieco złagodzonej formie.
Wiele osób umniejsza znaczenie takich napisów i rysunków. Twierdzą, że taki antysemityzm bez Żydów (nie więcej niż 15 tys. osób w 40-milionowym kraju deklaruje żydowską tożsamość) nie ma znaczenia, a napisy i hasła nie są szkodliwe, skoro nie dotyczą „prawdziwych” wyznawców judaizmu lub obywateli Izraela. To nieprawda. Sam fakt, że te „skamieliny języka” jak nazywa antysemickie klisze obecne w naszym języku Joanna Tokarska-Bakir są tak trwałe, świadczy fatalnie o naszej edukacji. Przyzwyczajanie kolejnych pokoleń młodych kibiców do tego, że obelgi oparte na etnicznej nienawiści są niegroźne, przyczynia się do lekceważenia innych form ksenofobii. To, że antysemityzm od lat, chociaż z różnym natężeniem, trwa w polskiej debacie publicznej i dyskursie politycznym, jest częściowo pokłosiem lekceważenia tego problemu w sferze publicznej, również w kibicowskim kontekście.
Sam jestem kibicem, słyszę, że antysemickie przyśpiewki znacznie rzadziej niż kiedyś wybrzmiewają na polskich stadionach, coraz rzadziej widzę je w kibicowskich oprawach. Na murach jednak trwają miesiącami i latami, co z kolei źle świadczy o służbach odpowiedzialnych za zwalczanie mowy nienawiści, i za estetykę miasta, szczycącego się skądinąd historią wielokulturowości i aspirującego do bycia turystyczną atrakcją.
Co można coś z tym zrobić?
W latach 2019-2021 uczestniczyłem w projekcie badawczo-edukacyjnym finansowanym przez Komisję Europejską, dotyczącym walki z antysemityzmem w piłce poprzez działania włączające kibiców. Koordynatorem merytorycznym projektu był Dom Anny Frank z Amsterdamu, jedna z najsłynniejszych europejskich instytucji zajmujących się upamiętnianiem Holokaustu, a głównym partnerem organizacyjnym była Borussia Dortmund, wielki klub sportowy, który z walki z antysemityzmem i rasizmem zrobił swój znak rozpoznawczy. Borussia jeszcze na początku XXI wieku miała problem z obecnością rasistowskich i ksenofobicznych haseł i poglądów na swoich trybunach, lecz hołdujący im kibice zostali ze stadionu skutecznie wypchnięci. Dzisiaj upamiętnia swoich dawnych piłkarzy, trenerów, działaczy i kibiców, którzy zginęli w Holokauście. Od 2011 roku organizuje dla swoich kibiców regularne wyjazdy edukacyjne do znajdujących się w Polsce muzeów związanych z Holokaustem. Współpracuje z niemieckimi i polskimi historykami, z Muzeum Auschwitz-Birkenau, z Instytutem Yad Vashem, najważniejsi przedstawiciele klubu uczestniczą w obchodach Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Innym klubem zaangażowanym w projekt był Feyenoord Rotterdam, mający od dekad poważny problem z antysemityzmem fanów, eksponowanym szczególnie mocno wobec swojego największego rywala - Ajaxu Amsterdam. Władze i część kibiców Feyenoordu próbują zmieniać postawy fanów, zapraszają na wycieczki śladami żydowskiego Rotterdamu, opowiadają o dawnych i obecnych kibicach żydowskiego pochodzenia i ich traumie, gdy zmuszeni są wysłuchiwać nawiązujących do Holokaustu przyśpiewek intonowanych na ich własnym stadionie De Kuip pod adresem kibiców Ajaxu. Jedna z historycznych opowieści mówi o ukrywającym się podczas niemieckiej okupacji żydowskim kibicu, który wychodził z kryjówki tylko w dniu meczu, gdy w tłumie innych fanów Feyenoordu czuł się przez kilka godzin bezpiecznie. Głęboko zakorzenionych antysemickich klisz nie da się łatwo usunąć, nawet gdy jest to płytka, niezideologizowana i upolityczniona niechęć. Ale by mieć na to szansę, trzeba chociaż spróbować.
W trakcie projektu Changing the Chants zidentyfikowaliśmy dziesiątki działań prowadzonych przez kibiców we współpracy z klubami, historykami, lokalnymi aktywistami. Niektóre podejmowane były przez słynne kluby, oprócz Borussi czy Feyenoordu, np. Chelsea, Bayern Monachium, AC Milan, czy węgierski Ferencvaros, inne przez znacznie mniej znane kluby z Dordrecht, Paderborn, Bournemouth czy Žiliny. Niestety, do kompendium dobrych praktyk nie trafił ani jeden przykład z Polski, ani jednego bowiem nie znaleźliśmy.
Dzieje się tak, mimo że we współczesnej Polsce widać od lat renesans zainteresowania kulturą i tradycją polskich Żydów, „żydowskie odrodzenie”, jak pisze o tym zjawisku Geneviève Zubrzycki amerykańska socjolożka badająca zarówno polski anty- jak i filosemityzm. W całym kraju co roku odbywa się ponad 40 festiwali kultury żydowskiej, a w naszym mieście spacery śladami żydowskiej Łodzi organizowane przez łódzkich przewodników gromadzą setki uczestników. Antysemityzm kibicowski wciąż jednak podlega SEP-izacji (od SEP-Somebody Else’s Problem – zjawisko, które unieważniamy, uznając za problem nieistotny lub taki, którym powinni zajęć się inni). Kluby, związki sportowe, stowarzyszenia kibiców uznają, że powinny się nim zajęć szkoła, policja, służby państwa, te lekceważą temat, który w efekcie stając się „niczyim”, jest i będzie problemem nas wszystkich.
Wojciech Woźniak, Katedra Socjologii Struktur i Zmian Społecznych
Bibliografia:
- Burski, Jacek, Woźniak, Wojciech (2021) The Sociopolitical Roots of Antisemitism Among Football Fandom: The Real Absence and Imagined Presence of Jews in Polish Football. W: S. Schüler-Springorum, P. Brunssen (red.) Discrimination in Football: Antisemitism and Beyond. Routledge.
- Tokarska-Bakir, Joanna (2008) Legendy o krwi. Antropologia przesądu. Warszawa: Wydawnictwo WAB.
- Wilczyńska, Bogna (2015) “Żydzi i Polacy na boiskach międzywojennego Krakowa. czyli co piłka nożna może powiedzieć o społeczeństwie.” Studia Judaica 18 (2): 293–319.
- Zubrzycki, Geneviève (2016) “Nationalism. “Philosemitism.” and Symbolic Boundary-Making in Contemporary Poland.” Comparative Studies in Society and History 58 (1): 66–98.
- Kossakowski, Radosław, Nosal, Przemysław, and Woźniak Wojciech (2020) Politics, Ideology and Football Fandom: The Transformation of Modern Poland. Routledge.
- Woźniak W. (w druku) Football-related antisemitism in Poland: Somebody else’s problem or nobody’s problem? w: E. Poulton (red.) Antisemitism in Football: International Perspectives. Routledge.